Jedna z najdłużej trwających cyklicznych imprez rapowych w stolicy, czyli REWIR Rap Jam, to kawał historii nie tylko ekipy identyfikującej się z tym szyldem, ale ogółem nadwiślańskiego hip-hopu. 

Ponad 300 melanży związanych z uliczną kulturą to fundament wspólnej zajawki, na którym spotkało się mnóstwo pozytywnych ludzi połączonych rymami, bitami, grafitti, breakdancem i oczywiście REWIRowym dresscodem. I chociaż nie jest łatwo skondensować to wszystko w literach i linijkach, to wspomnienia osób związanych z REWIR Rap Jam przynajmniej w pewnym stopniu oddają klimat tamtych niezwykłych imprez. 

Od początku luz

– Trzeba przyznać, że jak na koncert organizowany przez małolatów wyszło całkiem nieźle. Wszystko robiliśmy na szybko, trochę na przypale. Pamiętam, że bilety ktoś wydrukował na zwykłym papierze, potem je wycinaliśmy mozolnie nożem do tapet i laminowaliśmy najzwyklejszą taśmą klejącą. Wjazd na koncert kosztował 10 złotych i udało nam się trochę tych wejściówek sprzedać. Ale większość tak naprawdę rozdaliśmy znajomym, a ostatnia pula w ogóle rozeszła się wśród przypadkowych osób, które spotkaliśmy na Nowym Świecie. Dlatego publika pod sceną była  mocno zróżnicowana… – tak szczegóły pierwszego w historii koncertu REWIR Rap Jam opisuje jeden z jego współorganizatorów i do dziś przyjaciel REWIRu, Panów.

Impreza, która odbyła się 4 sierpnia 2006 roku w kultowej Piwnicy pod Harendą, była efektem wspólnej, być może naiwnej, ale w 100% szczerej chęci zrobienia czegoś totalnie swojego na rapowej scenie. Znajomi i znajomi znajomych skojarzeni wokół rapu oraz Mokotowa złapali za mikrofony w piątkowy letni wieczór, robiąc przy tym dobrą imprezę. Wówczas na scenie wystąpiły składy: Południowy Styl Miasta ze wsparciem Groszka NDP oraz RH. Obecni byli także Baks, Żmuda i Żary związany z Hemp Gru. Wszystko na zajawce, bez ciśnień, bez nadęcia, ale jak się później okazało, nie bez problemów.

– Chociaż frekwencja była świetna i klub pękał w szwach, to niestety „pan menago” przyszedł do nas po koncercie i oświadczył, że impreza na siebie nie zarobiła. Szczerze mówiąc, było to możliwe z dwóch powodów. Po pierwsze, wspomniane rozdawnictwo biletów, po drugie, tzw. kontrabanda wnoszona do klubów. Każdy chciał się dobrze bawić, a nie każdego było stać, żeby napić się przy barze, do którego zresztą i tak trzeba było stać w długiej kolejce, a na to, wiadomo, szkoda było czasu. Więc sporo butelek przemycono do środka, ale dzięki temu przynajmniej zabawa była przednia.

Niestety to nie przekonało właścicieli klubu i ziomek, który był DJ-em, musiał w zastaw dać komputer. Pamiętam, że ktoś inny zastawił swój telefon, Nokię 3330.

W końcu udało się zebrać pieniądze i chłopaki odzyskali swoje rzeczy, ale jak dzisiaj sięgam do tego pamięcią, to myślę, że bez kitu, to były szalone czasy – wspomina Panów.

RRJ nabiera rozpędu

Chociaż przy organizacji pierwszego koncertu nie obyło się bez kłopotów, to jednak nikt nie zraził się do tego pomysłu, wręcz przeciwnie – wszyscy maczający wówczas palce w RRJ nie mogli się doczekać kolejnej imprezy, która odbyła się niebawem. Po niej przyszła następna i kolejna. Zmieniały się miejsca, a ekipa skupiona wokół REWIRu stale się powiększała. 

– Każda z tych imprez była jak jedna wielka ziomalska wigilia. Nie dało się być obojętnym wobec tej atmosfery. Na tych melanżach od wszystkich kipiało zajawką. Wszyscy byli wtedy młodzi, piękni, biedni i pełni zapału – śmieje się Marian, człowiek mogący na palcach jednej ręki policzyć koncerty RRJ, które opuścił.

Gdyby REWIR był piłkarską drużyną, Marian z pewnością grałby w pierwszej jedenastce. Stąd nie dziwią jego kolejne słowa:

– Dla mnie te imprezy i wszystko, co z nimi związane, to jak dla moich rodziców rock’n’roll. Jest to coś, co mnie ukształtowało, wiele nauczyło i stało się stylem życia.

Ubrania REWIRu stanowiły nasz znak rozpoznawczy – jak kogoś widziałeś w tej bluzie, wiadomo było, że swój.

Mam banana na twarzy, kiedy teraz widzę, jak mój syn chodzi do szkoły w ciuchach REWIRu – podsumowuje Marian. 

Kontynuując porównanie REWIRu do piłkarskiej drużyny, wypada wskazać jej kapitana będącego jednocześnie jej trenerem. Mowa o Józku, znanym też jako Dawid JZK. To człowiek, który wymyślił REWIR, a potem zaczął tę ideę realizować.

Józek zapytany o szczegóły organizacji pierwszych koncertów REWIR Rap Jam przyznaje, że wszystko wychodziło bardzo naturalnie.

– Na samym początku wśród ekip zapraszanych do wystąpienia na scenie znajdowali się głównie koledzy i koledzy kolegów. To wszystko szło przez podanie ręki, kogoś się gdzieś poznało, kto akurat rapował, uznawaliśmy, że to pasuje do naszej imprezy i tyle wystarczyło. Chodziło o to, żeby zrobić coś swojego i dobrze się przy tym bawić. Kompletny underground. Później grono chętnych do przejęcia mikrofonu robiło się coraz większe, nie było szans, żeby wszystkich zaprosić na scenę. Z każdym rokiem staraliśmy się też robić to coraz bardziej profesjonalnie. Reklamowaliśmy w internecie nasze imprezy, rozwieszaliśmy po mieście plakaty, kręciliśmy video zapowiedzi koncertów, które odbywały się w coraz lepszych klubach. Ale już niekoniecznie większych, np. swego czasu RRJ organizowaliśmy w Indeksie, typowo studenckiej miejscówce na Krakowskim Przedmieściu, i te koncerty wspominam jako jedne z najlepszych, chociaż miejsca tam było jak na lekarstwo. Tak czy inaczej, z czasem przyszła też naturalna selekcja tego, kto u nas występuje, a zarazem nastąpił efekt kuli śnieżnej, który sprawił, że na REWIR Rap Jam zaczęły grać coraz mocniejsze ksywki i składy – mówi Józek.

Przede wszystkim atmosfera

Zetenwupe, Grogra, Formacja Cmentarz, Pokój z Widokiem na Wojnę, Wigor, Okoliczny Element, Proceente, Kękę, Karwan, OMP, Razem Ponad Kilo, Chora Psychika, Pewna Pozycja, Bałagany na Bani, HiFi Banda, Ryfa Ri – to tylko część rapowej undergroundowej (na tamten czas) sceny, która pojawiła się na RRJ.  

Ostatnia z wymienionych, czyli Ryfa, obecna w stołecznym środowisku rapowym „od zawsze”, grała na niejednym REWIR Rap Jamie i na wielu edycjach była wśród publiczności. 

– RRJ to dla mnie zawsze był aktualny przegląd podziemnej sceny, spotkania, epickie melanże. Pamiętam, jak wbijaliśmy z kolegami po każdym koncercie zrobić open mic. Nieco później, gdy sama już grałam koncerty na tych imprezach, zaobserwowałam, że ich atmosfera wciąż była taka, jak trzeba. Trochę lokalna i zrelaksowana, a trochę hiphopowo-uroczysta – mówi członkini składów WCK i WRR. 

W podobnym tonie wypowiada się Ematei, czyli Mateusz Natali, rapowy aktywista i redaktor naczelny portalu Popkiller.pl.

– Jeśli miałbym krótko opisać REWIR Rap Jam, to na pewno muszę powiedzieć, że te imprezy cechował charakter.

To wszystko, co tam się działo, to była surowa, taka najprawdziwsza, undergroundowa energia – stwierdza Ematei.

Była to energia pozytywna, czego potwierdzeniem są słowa Eski, człowieka, który obok wspomnianego już Mariana do dzisiaj tworzy trzon REWIRowej rodziny.

– Atmosfera zdecydowanie na plus. Przyznam szczerze, że chociaż pamiętam wiele RRJ, to jednak niektóre jak przez mgłę… Wiadomo, nikt za kołnierz nie wylewał. Ale mimo to wszystko było w porządku. Nie kojarzę, żeby wybuchały jakieś awantury – wspomina Eska, który podobnie jak Ryfa był obecny na RRJ po obydwu stronach mikrofonu.

Józek, twórca RRJ, potwierdza, że na szczęście bitwy inne niż te na mikrofony zdarzały się bardzo rzadko. To jednak nie oznacza, że wszystko zawsze szło zgodnie z planem. Bywało głośno i mocno melanżowo, ale o to przecież chodzi w imprezach. Zdarzały się też po prostu wpadki.

– Pamiętam, że na jednym z koncertów w pewnym momencie przestały działać mikrofony. Mimo wielu prób nie udało się ich wskrzesić i musieliśmy działać.

DJ zaczął grać, a my w środku koncertu pojechaliśmy po zastępczy sprzęt aż do Otwocka. Nie było nas prawie dwie godziny, ale wróciliśmy z działającymi mikrofonami i impreza mogła trwać – opowiada Józek.

Chwilę później dodaje, że zgadza się z Mateuszem Natalim co do tego, że RRJ miały charakter. Podobnie jak ekipa, która je tworzyła.

– Organizowane przez nas koncerty miały taką renomę, że prawie wszystkie kluby będące w takim klimacie  chciały mieć te imprezy u siebie, ale pod jednym warunkiem – że na miejscu będzie… ochrona. Z jednej strony managerowie ostrzegali się wzajemnie przed RRJ, natomiast z drugiej, ze względu na to, że zapewnialiśmy zajebistą frekwencję i równie dobry melanż, pomimo tej „złej sławy”, nieuzasadnionej zupełnie, byliśmy zapraszani do kolejnych miejscówek (ale ochrona musiała być!).

Mówię, że ta opinia była nieuzasadniona, bo przez tyle lat sytuacji zakrawających na jakąś patologię było dosłownie kilka. Natomiast jeśli chodzi o krzywe akcje, to taką mieliśmy tylko jedną, z inną ekipą, która też organizowała rapowe imprezy w stolicy. Ogólnie w Warszawie obowiązywała wówczas w branży niepisana umowa, żeby nie pokrywać się z terminami. Jeśli ktoś już robił swój koncert w jakimś dniu, np. w środę, to my REWIR swój przesuwaliśmy na wtorek lub czwartek. Działało to ze wzajemnością. Poza jednym wyjątkiem, gdy ten układ został naruszony, przede wszystkim ze szkodą dla słuchaczy i imprezowiczów, którzy przez tych gamoni musieli wybierać dokąd iść. Ale zemsta nadeszła szybko.

Kiedy ci sami goście zorganizowali kolejny melanż, my tego samego dnia pod różnymi szyldami zrobiliśmy cztery imprezy w czterech różnych miejscach. No i się im odechciało. Już nikt nigdy nam się nie wbijał w termin – kończy Józek.

Historia z pamięcią o historii 

RRJ był luźną imprezą, która przez lata odbywała się w różne dni tygodnia, miesiąca czy roku. Poza jedną, bardzo ważną dla historii tych koncertów, datą. 

Jak już zostało wspomniane, REWIR powstał na Mokotowie, a konkretniej na Sadybie, która zawsze była patriotycznie nastawionym osiedlem. Tutaj nikomu, a już w szczególności młodym ludziom, nigdy nie były obojętne kwestie dotyczące historii Polski, zwłaszcza stolicy. Dlatego w naturalny sposób ci, którzy tworzyli REWIR, interesowali się Powstaniem Warszawskim i wszystkim, co z nim związane. Duży wpływ na to miała mieszkanka jednego z bloków z ulicy Limanowskiego, pani Maria Szamborska, pseudonim powstańczy „Żaba”, którą na Sadybie znają wszyscy. Ta niesamowita kobieta podczas wydarzeń z 1944 roku była łączniczką i sanitariuszką. Choć był to tragiczny okres, to pani Maria chętnie dzieli się wspomnieniami z wydarzeń, który miały wtedy miejsce. Dzięki niej historia Powstania Warszawskiego nabiera bardziej ludzkiego wymiaru. A taki zawsze wywiera większy wpływ na to, jak postrzega się pewne zdarzenia z dziejów, od suchych faktów z książek.

Ekipa REWIRu zainspirowana świadectwem pani Marii Szamborskiej postanowiła co roku 1 sierpnia tuż po godzinie „W” organizować REWIR Rap Jam ku chwale Powstańców. Na te imprezy nie byli zapraszani przypadkowi wykonawcy, miały one też wyjątkową oprawę.

Na przykład w 2012 roku podczas imprezy w nieistniejącym już klubie 55 została zorganizowana wystawa plakatu powstańczego. Ideą tego typu wydarzeń zainteresowały się wówczas media, o tzw. powstańczym RRJ wspomniały m.in. Radio Wnet, Radio Kampus czy TVP3 Warszawa. 

REWIR Rap Jam to kawał historii warszawskiej sceny rapowej, chociaż pod tym szyldem odbywały się także gościnne koncerty w innych miastach, m.in. w Olsztynie, Białymstoku czy Sosnowcu.

Skoro na tych wydarzeniach pojawiali się raperzy z całego kraju, to można uznać, że RRJ jest częścią historii polskiego rapu w ogóle. Rapu o różnych obliczach, co uczestnicy mogli usłyszeć podczas imprez dedykowanych, np. edycji „OFFowej”, czy „kobiecej”, kiedy mikrofony całkowicie przejęły damy związane z hip-hopem. 

REWIR Rap Jam to ponad 300 imprez, przez które przewinęło się kilkadziesiąt tysięcy ludzi. To melanże, na których wypito hektolitry napojów wyskokowych. Niezliczona ilość spalonych głośników, powstałych pod sceną przyjaźni, miłości i przede wszystkim dobrych wspomnień.

NAPISAŁ: Igor Sokołowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *